środa, 6 listopada 2013

Hello!

  Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami dotyczącymi przyjazdu do UK. Nie była to dla mnie łatwa decyzja, jako że jestem osobą dość sentymentalną i lubiłam swoje życie w Warszawie. Przyszedł jednak czas, by pójść dalej, co uświadomiłam sobie podejmując błędną decyzję o rozpoczęciu studiów psychologicznych. Choć sama ideologia psychologii jest bardzo ciekawa i bardzo mnie interesuje, nie tak wyobrażałam sobie studiowanie, zwłaszcza na tak prestiżowym UW. Teraz, z perspektywy czasu, to świetnie, że poszłam na te studia i mi się nie udało! Byłam tak niezadowolona z poziomu nauczania i otaczającej mnie akademickiej rzeczywistości, że zaczęłam szukać nowego, lepszego pomysłu na siebie. I wyjazd za granicę stwarzał właśnie taką możliwość. Przecież nie można się cofać, trzeba brnąć do przodu! Moja rodzina początkowo nie była dumna z decyzji o rzuceniu studiów. I w sumie im się nie dziwię - z dnia na dzień po prostu zrezygnowałam. Ja jednak postanowiłam wyjechać na studia do Wielkiej Brytanii i postanowiłam, że mi się to uda! Lekko nie było, sama byłam dręczona myślami, czy na pewno dobrze postąpiłam, bo jak mi się nie uda, to co? Zagrałam all-in, zupełnie jak w pokerze, i liczyłam, że karta, którą mam w zanadrzu, zapewni mi wygraną. I tak się właśnie stało! Trzeba wierzyć, że się uda - wiara przecież czyni cuda!



  Ostateczną decyzję podjęłam na krótko przed zamknięciem aplikacji, toteż miałam niewiele czasu na napisanie Personal Statement. Ślęczałam dniami i nocami, zbierając pomysły i zapisując je w iście literackim stylu. Ale było warto - już po miesiącu dostałam pierwszą ofertę z Uniwersytetu, potem następną i kolejną... Przez sześć miesięcy żyłam myślą o wyjeździe, wyobrażałam sobie to tak długo, aż stało się dla mnie naturalne, że pod koniec sierpnia wyjadę. Aż przyszedł ten moment, moment zwątpienia. Stało się to pod koniec czerwca, kiedy mając już wszystkie odpowiedzi, uświadomiłam sobie, że wcale nie chcę iść po raz kolejny na psychologię. I właśnie wtedy oprzytomniałam, będąc pod ogromną presją, skupiając się na samym wyjeździe, zapomniałam o tym, co jest najważniejsze. O tym, co tak naprawdę chcę i powinnam robić w życiu. Do czego jestem stworzona, co przychodzi mi naturalnie. Ale był jeden problem - w Personal Statement opisałam, jak bardzo chciałabym być psychologiem, zacytowałam Gilberta, Murphy'ego i cały sztab psychologicznych literatów. To właśnie wtedy straciłam wiarę, że mi się uda. Znowu zaczęłam od zera, zaczęłam zastanawiać się co zrobię zostając w Polsce i przez dwa miesiące żyłam tą myślą, znajdując się na skraju załamania. Choć zostałam oficjalnie przyjęta na studia w Glasgow, moje myśli tułały się wokół jednego - nie chcę znowu wejść do tej samej rzeki! I co się stało? Pewnego piekielnie upalnego, sierpniowego dnia postanowiłam, że zawalczę o swoje marzenia do końca. Nie ma czegoś takiego jak podwójna porażka. Trzymając się tej tezy, zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic, napisałam maila do Admissions Office w Uniwersytecie, na który zostałam przyjęta. Opisałam, jak bardzo się pomyliłam, że dopiero teraz to do mnie dotarło, że jestem jeszcze młoda i szukam własnej drogi. Napisałam taki mini personal statement, opisując dokładnie swoje myśli, obawy, marzenia. Wiedziałam, że nie mam już nic do stracenia, a mogę tylko zyskać. Aż pewnego dnia, zyskałam. Otrzymałam maila z odpowiedzią, że po głębszym zastanowieniu i rozpatrzeniu mojej prośby, Uniwersytet jest w stanie zaproponować mi miejsce na zupełnie innym kierunku, kierunku, o który prosiłam. Otrzymałam oficjalny list z przyjęciem na HR Management. I wiecie co? Naprawdę odleciałam i byłam w niebie! Od razu kupiłam bilet, zrobiłam pranie i dwa tygodnie później byłam w Glasgow. Można? Można! Trzeba tylko CHCIEĆ :-) To dzięki temu, że się nie poddałam do końca, jestem tu, gdzie jestem i mogę zachęcać innych, aby też spróbowali. Success and nothing less!

A tak poza tym - znowu pada! Pozdrawiam :-)

3 komentarze:

  1. Widać,że było warto! Gratuluję i dzięki za fajnego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pełna podziwu :) Jestem studentką pierwszego roku, ale już od dwóch lat rozglądałam się za zagraniczną ofertą. Niestety zawsze przed takimi decyzjami powstrzymywały mnie... pieniądze. Bo o ile edukacja jest darmowa, to gdzieś trzeba mieszkac, coś trzeba jeśc. Mam wrażenie, że ten kompleks jest we mnie tak zakorzeniony, że powstrzymuje mnie przed KAŻDĄ decyzją, chocby taką jak wyjazd na Erasmusa, co przecież też nie jest całkowicie darmowe, a co zawsze było moim marzeniem. Mam nadzieję, że znajdę kiedyś w sobie tyle siły i odwagi co pani, by w końcu czegoś spróbowac, zrobic ten pierwszy krok, a nuż uśmiechnie się do mnie los? :)
    Dziękuję za ten inspirujący wpis!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za miłe słowa! Rozumiem, że pieniądze mogą być przeszkodą, należy jednak pamiętać, że gdziekolwiek się nie mieszka, trzeba za coś żyć. W najnowszym poście opisałam, jaki jest koszt życia w Szkocji. Mam nadzieję, że to trochę pomoże w podjęciu decyzji! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń